
To nie jest Chloe Sevigny!!! Ale mniejsza z tym :)
Szedłem na ten film z mieszanymi uczuciami. Obawiałem się, że będzie to jakiś para-dokument czy coś w tym stylu, a tu... no właściwie sam nie wiem jak to nazwać. Ukazanie całej logistyki Lourdes, rzesze chorych odwiedzające to miejsce, modlitwy, itp. rzeczywiście miały wydźwięk pseudo dokumentalny, ale historia Christine, jak również postaci drugoplanowych (genialne role dwóch plotkujących nieustannie kobiet) skłania się bardziej już do normalnego filmu kinowego. I chyba dobrze, że takie pomieszanie, coś innego, coś... no właśnie, coś...
Poruszająca się na wózku inwalidzkim, sparaliżowana chyba od szyi w dół (chyba, bo się nie ruszała) Christine przyjeżdża do Lourdes, aby wraz z innymi pielgrzymami modlić się o cud. Bardziej niż na modlitwach zależy jej chyba na zainteresowaniu innych oraz pewnym mężczyźnie. Jak sama przyznaje, bardziej woli wycieczki objazdowe, krajoznawcze, niż takie pielgrzymki ale przynajmniej może się nią ktoś opiekować. Chociaż to chyba za mocne słowo. Jej opiekunka, wolontariuszka, a to chichocze z innymi dziewczynami, a to flirtuje, albo całkiem zapomina o Christine.
I wydarza się cud! Christine wstaje z wózka, zaczyna chodzić. Jest w centrum zainteresowania, wszyscy o niej mówią, a więc osiąga to, czego tak naprawdę pragnęła. Zainteresowania. Niestety diametralnie zmieniają się relacje innych pielgrzymkowiczów do niej. I padają pytania, właściwie bez odpowiedzi. Dlaczego to ona wyzdrowiała a nie kto inny, dlaczego, skoro nawet nie wierzy tak mocno? Dlaczego nie ci, którzy przyjeżdżają tu od lat? I czy to naprawdę cud? A może jedna wielka mistyfikacja, hmmm... Czy to możliwe, aby Christine zrobiła to specjalnie, czy prawdziwy cud jest możliwy?
Film ciekawy, inny, intrygujący, ale też przerażający przez cierpienia tych ludzi. No i ta ostatnia scena - mówiąca tak niewiele, a jednak wyrażająca wszystko.
Szedłem na ten film z mieszanymi uczuciami. Obawiałem się, że będzie to jakiś para-dokument czy coś w tym stylu, a tu... no właściwie sam nie wiem jak to nazwać. Ukazanie całej logistyki Lourdes, rzesze chorych odwiedzające to miejsce, modlitwy, itp. rzeczywiście miały wydźwięk pseudo dokumentalny, ale historia Christine, jak również postaci drugoplanowych (genialne role dwóch plotkujących nieustannie kobiet) skłania się bardziej już do normalnego filmu kinowego. I chyba dobrze, że takie pomieszanie, coś innego, coś... no właśnie, coś...
Poruszająca się na wózku inwalidzkim, sparaliżowana chyba od szyi w dół (chyba, bo się nie ruszała) Christine przyjeżdża do Lourdes, aby wraz z innymi pielgrzymami modlić się o cud. Bardziej niż na modlitwach zależy jej chyba na zainteresowaniu innych oraz pewnym mężczyźnie. Jak sama przyznaje, bardziej woli wycieczki objazdowe, krajoznawcze, niż takie pielgrzymki ale przynajmniej może się nią ktoś opiekować. Chociaż to chyba za mocne słowo. Jej opiekunka, wolontariuszka, a to chichocze z innymi dziewczynami, a to flirtuje, albo całkiem zapomina o Christine.
I wydarza się cud! Christine wstaje z wózka, zaczyna chodzić. Jest w centrum zainteresowania, wszyscy o niej mówią, a więc osiąga to, czego tak naprawdę pragnęła. Zainteresowania. Niestety diametralnie zmieniają się relacje innych pielgrzymkowiczów do niej. I padają pytania, właściwie bez odpowiedzi. Dlaczego to ona wyzdrowiała a nie kto inny, dlaczego, skoro nawet nie wierzy tak mocno? Dlaczego nie ci, którzy przyjeżdżają tu od lat? I czy to naprawdę cud? A może jedna wielka mistyfikacja, hmmm... Czy to możliwe, aby Christine zrobiła to specjalnie, czy prawdziwy cud jest możliwy?
Film ciekawy, inny, intrygujący, ale też przerażający przez cierpienia tych ludzi. No i ta ostatnia scena - mówiąca tak niewiele, a jednak wyrażająca wszystko.
*plakat z www.filmweb.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz