Dzwoniłem wczoraj do Wiesi. Właściwie dzwoniłem też przedwczoraj i jeszcze wcześniej, ale dopiero wczoraj się dodzwoniłem. Miałem nadzieję, że spotkamy się i pogadamy, bo już milion lat się nie widzieliśmy, a za parę dni spotykam się z Helą i myślałem, że dowiem się wszystkich nowych plot i takie tam (kiedyś Hela z Wiesią były ze sobą bardzo blisko, ale ich relacje mocno się rozluźniły niczym sparciała guma w majtkach). Niestety, Wiesia pojechała do Krakowa. Na Papieża - jak głosi oficjalna wersja, aby modlić się w tłumie, nieoficjalnie zaś żeby podrywać zagramanicznych ludzi i szaleć na prawo i lewo. Bardziej na lewo ;)
Ostatnio widziałem się z Wiesią chyba w marcu, a może to był luty... Nie, chyba jednak marzec. Pamiętam, że jedliśmy pizzę i nie zjedliśmy do końca bo była duża (pizza oczywiście), a poza tym Wiesia opowiadała niesamowite rzeczy jakie działy się w jej życiu. Krótko mówiąc (oj bo już nie pamiętam, kto by słuchał uważnie, skoro Wiesia ma czym oddychać i w rozmowie z nią trzeba tylko pamiętać, aby od czasu do czasu kiwać głową i rzucać jakieś zdawkowe: Ojej, naprawdę? Żartujesz! Nie mów!) Wiesia wybywała na dobre z Warszawy i przenosiła się na prowincję. Ojej, naprawdę? Okazało się, że miała dość Wielkiego Miasta i chciała odetchnąć pełną piersią (aha) i napawać się świeżym powietrzem i w gwiazdy spoglądać co wieczór przy dźwiękach szemrzącego strumienia i ryku niedźwiedzi w oddali. I takie tam jeszcze inne badziewia, po czym okazało się, że dostała tam pracę (pewnie przy dojeniu krów, nie dopytywałem dalej bo pizza stygła). Dziwne to było, bo tu też miała pracę, ale pewnie chodziło o to, że w Warszawie mieszkała ze swoją siostrą Stanisławą i pewnie miały siebie już dość. A może podawała powód, ale kto by słuchał, skoro się ubrała w obcisłe spodnium. Czy napisałem, że obcisłe? Poprawka, mocno obcisłe ;) Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni i taki mam jej obraz w głowie. Później wyjechała, zabrała wszystkie sexy ubrania i pewnie kupiła sobie same zgrzebne wory, coby przy dojeniu krów nie chodzić w siateczkach i szpilach. To smutne. I kolejny obraz w głowie jak wdepa w krowi placek. Mmmmmm... Chyba jednak nie zdawała sobie sprawy z tego jak ciężkie jest życie na prowincji. Nie minął tydzień jak tam siedziała (i pewnie odganiała się od much) jak z nią rozmawiałem przez telefon (dziwne, że tam zasięg mieli) i powiedziała, że wraca. Eeee? Podobno praca ciężka (wiadomo), ludzie nieuprzejmi (pewnie mówili gwarą i nic nie rozumiała), chłop z którym miała mieć sekretny romans (takie krążyły plotki, co prawda rozsiewane w dużej mierze przeze mnie) wcale się nie garnął do łóżkowych igraszek a ponadto w niedziele wszystko zamknięte (poza kościołem). A czego oczekiwała? W końcu był "Sex w WIELKIM MIEŚCIE", a nie "Sex na PROWINCJI" (to już bardziej brzmi jak jakiś program na Discovery o naturalnych metodach planowania rodziny). No ale była, zobaczyła i z tym doświadczeniem wróciła na salony i w wir nocnego życia w Warszawie, ale jak już pisałem, nie widziałem się z nią jeszcze, więc szczegółów nie znam. A intryguje mnie ta szpilka (w sensie but) w krowim placku i inne rzeczy też ofkoz.
Nic z tego, spotkanie nie dojdzie do skutku. Kraków. A przecież znane czeskie przysłowie mówi: "Gdy najdzie Cię ochota na podróż do Krakowa, kup książkę a zaoszczędzisz pieniądze". Patrząc na moje mieszkanie, co chwilę miałem chcicę na Kraków, ale jak widać można się powstrzymać. Well... no więc Wiesia siedzi w Krakowie, teoretycznie modli się i takie tam, ale mówiła, że będzie się pchała przed kamery. I tu bardzo istotna rzecz. Wiesia jest uderzająco podobna do Monicy Lewinsky z dawnych lat, której młode pokolenie pewnie nie pamięta, a która swego czasu była najbardziej znaną kobietą pracującą w Ameryce, która żadnej pracy się nie bała. Owa Monica Lewinsky pracowała dla ówczesnego prezydenta USA - Billa Clintona (być może niedługo zostanie on Pierwszą Damą czy Damem, nie wiem jak to się odmienia) i trzeba przyznać, że na swoją sławę zapracowała pełną gębą ;) Eh ta nasza Wiesia, żeruje na fizycznym podobieństwie do znanych ludzi, zamiast zapracować na własny skandal obyczajowy...
Tak jak powiedziała, tak pewnie robi i lata za kamerami, bo w pewnym momencie mignęła na ekranie.
- Wow, ależ to Monica Lewinsky! - krzyknąłem zaskoczony klęcząc przed telewizorem i modląc się z dzikimi ludźmi. Nie u mnie w domu te ludzie, w telewizorni. No dobra, nie klęczałem, leżałem rozwalony na amerykance, uahahaha, na wersalce. - Nie, to Wiesia! Zaraz, która z nich? - uh, konsternacja.
Wniosek nasuwa się oczywisty, lepiej nie być podobnym do kogoś, tylko sprawić, żeby ludzie upodobniali się do Ciebie, czyli do mnie.
A oto i Monica Lewinsky, jakby ktoś się pytał, chyba nie dziwi więc fakt, że sekretny romans na prowincji nie wypalił...