poniedziałek, 1 lutego 2010

The Book of Eli



Film jak dla mnie był dziwny. I mówiąc szczerze, spodziewałem się czegoś innego.

Właściwie gdyby nie Solara i rewelacyjna Mila Kunis, to nie wiem czy wysiedziałbym w kinie. To rola tak różna od tego do czego się przyzwyczaiłem oglądając That '70s Show, że aż miło było patrzeć jak rozwija się jako aktorka. Chociaż cały czas czekałem, kiedy wreszcie tupnie nogą i krzyknie: "Michael!!!". ;)


Gary Oldman jak zwykle w roli czarnego charakteru, u niego to już chyba normalne... Natomiast Denzel mnie rozczarował. Spodziewałem się czegoś innego...


Film szumnie reklamowany jako pierwszy z czarnoskórym bohaterem, well excuse me, chyba oglądałem co innego. Człowiek w ogniu - to była klasa, tutaj takie nie wiadomo co. Na czym polega to jego "bohaterstwo"? Na tym, że przez 30 lat idzie na zachód, tak jak mu głos mówi? Czy na tym, że bez skrupułów zabija innych ludzi? W imię księgi, która i tak okazuje się bezużyteczna (jako księga).


Wiara jest silniejsza od wszystkiego, chciałoby się powiedzieć. I wierząc przetrwasz wszystko. Pytanie tylko, wiara w co? I dla jakich ideałów?


Tak więc, nie bardzo ten film do mnie przemówił. Może jestem ignorantem i oczekuję nie wiadomo jakiej akcji, zabawy czy sam nie wiem jak to nazwać. A może po prostu ten cały klimat postapokaliptyczny. Nie wiem. Nie żałuję tylko ze względu na Milę i sądząc po otwartym zakończeniu, producenci zostawili sobie furtkę, by kręcić dalsze losy Solary. I tak jak film mi się nie podobał i zapewne nie spodobałaby mi się kolejna część, to i tak bym poszedł do kina, tylko dla niej.

* plakat z www.filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz