Królowa jest tylko jedna. Król zresztą też. O ile jednak Roger Federer musiał wygrać "zaledwie" 7 spotkań, Serena rozegrała 13 wygrywając wszystkie. Pokonała nie tylko wracającą po 20 miesiącach przerwy Justine Henin (finał po takiej przerwie, no no...) i obroniła tytuł sprzed roku, ale jednocześnie razem z Venus wygrała debla, również broniąc tytułu z 2009 roku. I to wszystko pomimo mocno obandażowanych nóg, nadgarstka i ogólnie całego wycieńczenia.
Inną kwestią jest 16 zwycięstwo Federera w wielkim szlemie. Jesteśmy świadkami tworzenia historii i chyba długo nie będzie nikogo, kto mógłby go przegonić.
Australia zdobyta, teraz czas na Francję.