środa, 3 lutego 2010

Leap Year




Leap Year, czyli jak trafnie przetłumaczono: "Oświadczyny po irlandzku" to kolejna z wielu komedii romantycznych, jakie zawitały do naszych kin.

Przyznam szczerze, że miałem obawy idąc na ten film, gdyż nie jestem zwolennikiem oglądania komedii, a tym bardziej romantycznych w kinie. Zazwyczaj rżę jak koń i śmieję się nie z tych samych rzeczy co wszyscy i potem mi głupio, albo, co jeszcze gorsze gorsze, popadam w drugą skrajność i płaczę jak mała dziewczynka. Anyway...


Jest sobie dziewczyna, jest facet, który zwleka z deklaracją uczuć, jest w końcu legenda, która głosi, że 29 lutego w Irlandii kobieta może oświadczyć się mężczyźnie, którego kocha (którego nie kocha chyba też). Mniejsza z tym. A więc jest Anna, jej chłopak wyjeżdża do Irlandii, a ona leci za nim, by złożyć mu propozycję nie do odrzucenia. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafia jednak do Walii i właściwie tu się zaczyna cała przygoda.


Historia banalna i właściwie od początku wiadomo jak się skończy, ale opowiedziana w tak uroczy sposób, że aż się miło oglądało. Rewelacyjnie dobrani aktorzy idealnie oddali charakter postaci, ale co najbardziej mnie urzekło, to krajobrazy, deszczowa pogoda, błotniste drogi i ogólnie wiejskie klimaty. Nawet krowi placek był przyjemny :) A i kolor włosów głównej bohaterki też niczego sobie. Ach, no tak, jak mogłem zapomnieć - Louis ;)


Tak więc z czystym sercem - POLECAM!



*plakat z www.filmweb.pl

1 komentarz:

  1. Dodam od siebie, że polscy filmowcy powinni brać przykład z tego typu realizacji. Temat banalny,kilka zabawnych scen (bez żartów na poziomie ostatniego "zakalca") ale wszystko podane w tak lekkiej formule, że nie można powiedzieć złego słowa. Brawo.

    OdpowiedzUsuń