wtorek, 21 czerwca 2016

O Hela...

Mimo dylematów z oponą słoniową poszedłem ostatnio na spotkanie z dawno nie widzianą znajomą i jej mniejszą wersją. Czyli dzieckiem. Ta mniejsza wersja to dziecko. Nie wiem czy nie obrazi się jak użyję prawdziwego imienia (well, i tak nikt tego nie czyta), więc na potrzeby tego bloga nazwijmy ją Hoga... ee Helą. Będzie Hela. Ufs.
Hela jest gruba, nie tak jak ja co prawda, ale w sposób jaki tylko kobieta może być "pełniejsza". Na brzuchu. Początkowo myślałem, że nażarła się fasolki i ją wzdęło, ale okazało się że je w ciąży. I konsternacja. Jak to? Z dobrego źródła wiedziałem, że jakiś czas temu urodziwszy dziecko, powiedziała, że nigdy więcej nie zamierza przechodzić tego wszystkiego. Podobno dlatego rozstała się ze swym mężem, chociaż krążyły też plotki, że to po prostu kawał ch***. Whatever. No i powiedziała, że "zamyka wrota na zawsze". A tu taka niespodziewanka. Ale odbiegam od tematu. Z kim?!?!?! No ale trzeba przyznać, że ciąża jej służy, wygląda kwitnąco i gdyby nie piłka na brzuchu, mogłaby uchodzić za przykład zdrowo odżywionej i uprawiającej sporty osoby. Albo uprawiającej co innego jak wynika z sytuacji ;)
Spotkaliśmy się na rubieżach Wielkiego Miasta na śniadanie w Samie, hmm, Supersamie a może SuperPharmie, oj no tam gdzie codziennie przesiaduje Kinga Rusin, a tak na marginesie, to wyglądała nieświeżo. Kinga Rusin a nie Hoga... Hela. Albo sałatka. I zniesmaczona była cały czas mimo że to knajpa z jedzeniem była i w ogóle oczy mnie rozbolały bo musiałem dyskretnie zezować w jej stronę i paczać co żre. Żarła, a wcale na taką nie wyglądała co żre i z miną cierpiętnicy czekała na chłopa a później jak przynieśli jej sałatę z pomidorkami to się miziała z nim na stole. I siedzieli obok nas i mało brakowało a wleźliby nam butami do jedzenia. Hela była zachwycona. Jej mniejsza wersja chyba trochę mniej. A ja? Wow, przez chwilę poczułem się jakbym też był sławny, chociaż musiałem się stresować czy nie uciapię się jajem sadzonym albo humusem. Stres. A sok z pomarańczy to był świeżo wyciskany przez ścierkę chociaż kelnerka mówiła, żebym wziął piwo lepiej. O 9 rano? Tak się pije jak nikt nie pacza. Ale sok smaczny niam niam. Całe śniadanko smaczne było. Jedyne co to klopy były średnie, właściwie to klop, bo był jeden i poszedłem bo mnie przypiliło a tu gupia baba w kolejce stała, piszę gupia bo była gupia. 
 - Yo bejbe! Też do klopa? - mówię do niej.
 - Aha.
 - Niezła miejscówka, co nie? Haha lokal, a nie tu przy sraczu hahaha - próbowałem zagaić rozmowę i wypróbować moje flirciarskie umiejętności ale spojrzała na mnie z dezaprobatą. - Ło, jak mnie przypiliło, ale ja na jedynkę, hehe, a ty jak? Na dwójkę?
 - ...
 - ByTyWy - tu wziosła oczy do nieba, pewnie nie zrozumiała - ktoś siedzi w środku?
 - Aha.
 - Heh, spox, poczekamy razem. Przylezłem tu z...
 - Właściwie mi się odechciało.
I poszła. Rude. A na pohybel z nią jak się nie poznała na moim szarmanckim podrywie. I za karę nie dowiedziała się z kim przyszedłem. A gupia bo się okazało, że nikogo w klopie nie było. Co za...
Muszę powiedzieć, że bardzo miło spędziłem tam ranek (nie w klopie) i spotkanie z Helą dużą i mniejszą Helą szczerbatą było sympatyczne. I nawet przez chwilę Hela mnie woziła swoim samochodem, ale to zupełnie inna historia, a trzeba będzie to opisać, bo tak jak ona to nikt nie jeździ. :D
I co najważniejsze - żarłem za darmo IIIIIIHA
A to resztki, chociaż ja swoje zjadłem do końca :)





3 komentarze:

  1. uhahahhahahahaha!!!!! Ale się uśmiałam!!!!! Myślę, że jesteś świetny w podrywach podkiblowych..... ;PPPPP

    OdpowiedzUsuń
  2. heheheh aż mi sie owsianka przypaliła tak mnie wciągnęła ta historyja :)

    OdpowiedzUsuń