Jestem gruby. Nie z wyboru, tak jakoś samo wyszło... Powoli zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że czasy kiedy byłem młody, szczupły i inteligentny poszły już dawno w zapomnienie. Taka karma. Smutno mi...
Zrobiło sie gorąco i nie mogę już chodzić w workowatych bluzach żeby zakryć to czy tamto, no dobra, mega oponę i tutaj właśnie dylemat jak się ubrać. Czy podciągnąć gacie pod cycki niczym stary dziad i udawać, że wszystko jest ok, ale przez to wyglądać niczym bambaryła, czy też pozwolić aby zwał tłuszczu zwisał nad gaciami niczym sflaczały kapeć, najlepiej multipli... Sam już nie wiem co gorsze.
Peter Griffin czy Obeliks?
Bycie grubym chłopem jest smutne samo w sobie, bo nie ma się żadnej wymówki, żadnego wytłumaczenia dlaczego doprowadziło się do takiego stanu. Nie powiem przecież, że jestem w ciąży, a to byłoby najprostsze. No chyba że ze słoniem i trąba już wychodzi ;) Grube kości też odpadają, naciskając sadło nie czuć żadnej. Ot ludzik Michelin. Brak ruchu? Przecież czasami szybciej idę żeby zdążyć na autobus. Zdrowa żywność? No przecież nie zżeram zepsutego mięcha, czyli jest świeże a zatem zdrowe. No? A nie, jeszcze geny zostają. Ufss, a więc to nie zależy ode mnie.
"Nie mogę pić, nie mogę jeść, ja chcę być chudy..."
"Nie mogę pić, nie mogę jeść, ja chcę być chudy..."
Nie martw się wszystko Ci idzie w inteligencję ;)
OdpowiedzUsuń