czwartek, 23 czerwca 2016

Do lasu...

Minął najdłuższy dzień roku. Teraz każdy kolejny będzie krótszy, a noc dłuższa i ciemno wszędzie co to będzie, co to będzie? Marazm i depresja, to smutne. Nawet czuć już powiew zimy... Dlatego jak tylko jest możliwość (czyli nie śpię) wyłażę z domu i spaceruję to tu to tam, czasem z kimś, częściej sam. Wczoraj też spacerowałem z Sexy Sąsiadką i jej Maleństwem, a że mieszkamy praktycznie w lesie, gdzie indziej moglibyśmy pójść? Właściwie mogliśmy pójść na plac zabaw, do sklepu, na promenadę szumnie zwaną promenadą i jeszcze milion innych miejsc, ale my, ludzie z buszu, najlepiej czujemy się w lesie. Albo w centrum handlowym, ale że pod ręką był las, well... 
Poszliśmy więc do lasu na grzyby ale żadnego nie było. Nawet muchomora żadnego. No nic to. Słońce ładnie grzało, komary się pochowały (pewnie jak mnie zobaczyły) a liście szeleściły wesoło. I tylko kleszczy strach się bać. Gdzie nie spojrzeć - drzewo, a na każdym robaki. Można było co prawda zebrać i zjeść, ale ostatkiem sił powstrzymaliśmy się, bo i tak mieliśmy lody. Wodne. Pyszota. Dlatego nie chcieliśmy psuć smaku czym innym. 
Maleństwo został wyjmnięty z wózka i biegał (bo to Ten Maleństwo) po dróżkach, liściach i mchach (dziwne słowo), a my za nim. Ledwo nadążaliśmy. Jakie to dziecko ma niespożyte siły, a może to tylko ja już jestem stary, zgrzybiały i jedną nogą w grobie i szybciej się męczę. Cóż, młodość już za mną, strach patrzeć przed siebie... No i Malutki biegał, my za nim, ludzie gdzieniegdzie się pojawiali i znikali, światłocień grał na licach Sexy Sąsiadki i tylko ja się stresowałem coby nie otrzeć się o żadne krzaki. Wiadomo - kleszcze. I w pewnym momencie na drogę wyskoczył wąż. WĄŻ!!!! Wielki jak kobyła i prawie nadepnąłem na niego gołą stopą. Uh. Ominęliśmy go szerokim łukiem, a on za to wystawił język i nim majtał nam przed oczami. To było bardzo nieuprzejme z jego strony. Już mieliśmy mu nawrzucać i zwymyślać od chamów i takie tam, ale polezł w krzaki. Na siku zapewne. A później napatoczyła się jeszcze żaba. O mrówkach nie wspomnę, których miliardy właziły mi na stopy, przez co musiałem chodzić niczym paralityk albo niczym indyk stepujący w tapioce. I w ogóle prawie się zgubiliśmy, bo poszliśmy inną drogą, a tam wielki gigantyczny pies wyskoczył i prawie nas zeżarł. Prawie, bo był za siatką (skąd siatka w lesie?), tzn. takim ogrodzeniem, a nie taką na warzywa. I się okazało, że obok stał chłop i się paczał. Niechby se psa uspokoił, a nie...

 Dziwny zwierz nr1
 

Dziwny zwierz nr 2

Dziwny zwierz nr 3

Na całe szczęście przeżyliśmy i nic nas nie zjadło. Przynajmniej mnie ;)

A tak poza tym to przecież dzisiaj Dzień Tatulów więc moc hugów i samych najlepszości przede wszystkim dla mojego Tatula i Tatulów chodzących w koszulkach Jacka Danielsa ;) Bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla Waszych dzieci. Hug. Hug.






2 komentarze:

  1. Dziwny zwierz nr 3 jest przesłodki. Gdzie można Go spotkać ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze tam gdzie jakieś darmowe jedzenie się napatacza

    OdpowiedzUsuń