piątek, 13 stycznia 2017

Synapsa #4

Panna S przeżyła. 
Trochę czasu zajęło jej wygramolenie się z wody. Dziwnym trafem, nikogo nie było w okolicy i panna S po zdarciu całego gardła gdy wołała o pomoc (miała nadzieję, że uratuje ją David Hasselhof jak z Baywatcha) ostatkiem sił wypełzła po krze na brzeg. Po drodze przymarzała parę razy do lodu, ale w końcu legła zemdlona na zmarzniętej trawie. I tutaj pewnie już byłby jej koniec, lecz opatrzność czuwa nad tymi mniej rozgarniętymi. Akurat przymarzała do trawy na dobre, wychładzając się w zastraszającym tempie (bo emocje jakie w niej buzowały gdy oczami wyobraźni widziała biegnącego ku niej Davida Hasselhofa opadły), gdy nagle nadbiegł... Nie, nie Hasselhof, a zwykły biegacz w średnim wieku, który nie zauważywszy rozciągniętej na trawie panny S, potknął się o nią i skręcił kostkę. Głupi zbieg okoliczności, ale dzięki temu wypadkowi, szybko przyjechała karetka, żeby zająć się niedoszłą topielicą.
I wydawałoby się, że po ostatniej przygodzie, panna S da sobie spokój z łyżwami na jeziorach... Gdzie tam... 


1 komentarz: