sobota, 27 sierpnia 2016

Smoki

Ostatnio naszła mnie ochota na moje ukochane smoki. Ze trzy lata już ich nie czytałem, więc trzeba było sobie przypomnieć co i jak. Cała seria Dragonlance to kilkadziesiąt książek przeróżnych autorów (de facto przestały być wydawane w Polszy, grrrr), ale rdzeń i główny kanon tworzy trylogia Kronik (u nas wydana jako tetralogia, co jest głupie, bo ostatni tom dzieje się dwadzieścia lat później i 4 książki dalej i skupia się na zupełnie innych bohaterach). I tak jak najlepsza septologia to cykl o Harrym Płatje, tak najlepsza trylogia ever to właśnie Kroniki z Dragonlance (miliard razy lepsze niż tolkienowski Władca Pierścieni, który co prawda trylogią nie jest ale co tam, czy nawet klasyczna trylogia z Oslo Jo Nesbo) a najlepszy owoc logia to mera mera no mi Ace'a ;) (jakby ktoś pytał to chodzi o One Piece ofkoz).
Pamiętam jak kupiłem sobie pierwszy tom - Smoki Jesiennego Zmierzchu - bardziej skłoniony do zakupu okładką niż zawartością i parę lat nosiłem się z zamiarem przeczytania i kiedy w końcu zabrałem się za to, wow, wsiąkłem na maksa. Pół nocy siedziałem i czytałem i później w szkole byłem nieprzytomny (jak zazwyczaj). I tak jak wcześniej zachwycałem się Śródziemiem i światem wykreowanym przez Tolkiena, tak nie ma porównania do Dragonlance, milion razy lepsze. Fakt, Tolkien jest ciężki do czytania (pomijając Hobbita, który wydawał mi się mocno infantylny), zaś Smoki (w uproszczeniu nazywam je Smokami ;)) są idealną lekturą na pierwsze zapoznanie się ze światami fantasy. Oczywiście jest tu walka dobra ze złem (a gdzie nie ma?) ale podana w taki sposób, że czyta się z zapartym tchem i pochłania kolejne tomy niczym parowańce z sosem truskawkowym. Akcja leci nieprzerwanie, przygoda za przygodą, niejednoznaczne charaktery i... SMOKI!!!! Miodzio. 
Swego czasu usilnie namawiałem Brytni, żeby przeczytała (bo nie miała co czytać i chciała, żeby jej coś pożyczyć), ale zapierała się rękami i nogami (do czego teraz nie chce się przyznać) i kiedy w końcu po paru latach przeczytała, tak jej się spodobało, że kupiła sobie swoje egzemplarze, żeby wracać co jakiś czas do smoków i nie musieć pożyczać ode mnie. Heh, tak samo było z Harrym Hole (tez ją musiałem zmusić a teraz ma własne książki) i Lee Childem. Zamiast od razu przeczytać co polecam, to nie, czeka parę lat, a później to mówi, że wcale od samego początku. Zmuszam ją co prawda jeszcze do Harrego Płatje, ale tu chyba filmy zaszkodziły...

Co zaś się tyczy samych Kronik - wszystko zaczyna się kiedy grupka przyjaciół postanawia się spotkać po paru latach samotnych wędrówek i szukaniu śladów dawnych bogów i właśnie od tego spotkania zaczynamy. Jest tu półelf odrzucony przez obie rasy z których pochodzi, zrzędliwy stary krasnolud, psotny zawsze roześmiany kender (który nie zna strachu, jak wszyscy kenderzy zresztą), bliźniacy różniący się od siebie niczym dzień od nocy, jeden jest ogromnej postury wojownikiem, drugi czarodziejem z ciałem strzaskanym przez magię i widzącym tylko śmierć swymi klepsydrowymi oczami (uuuu, spojler) i w końcu rycerz solamnijski dla którego honor jest cenniejszy niż jego życie. Wybuchowa mieszanka. Spotkanie po latach nie jest takie jakie sobie zaplanowali. Zewsząd dochodzą pogłoski o zbliżającej się wojnie, pojawiły się stwory, chodzące niczym ludzie ale o jaszczurczych twarzach - smokowcy a niektórzy twierdzą, że nawet smoki wróciły, w co nikt nie wierzy. I wszyscy zdają się szukać jakiejś dziwnej laski z błękitnego kryształu. Przyjaciele spotykają się w gospodzie, okazuje się, że są wszyscy poza jedną osobą (przyrodnia siostra bliźniaków, wojowniczka i najemniczka musiała zostać z nowym Panem, któremu jako najemnik służy), jednak spotkanie nie kończy się przyjemnie. Dziwnym zrządzeniem losu do grupki bohaterów dołącza dwójka barbarzyńców, kobieta i mężczyzna, przy czym kobieta po zaśpiewaniu piosenki (łojdiriri łojdiriri hej hej) o dawnych bogach wywołuje zamieszki (bo mówienie o nich to herezja), przez co wszyscy muszą uciekać (tym bardziej, że okazuje się, że to ona ma artefakt z błękitnego kryształu). Właściwie nie muszą, ale Sturm (rycerz solamnijski) nie może pozwolić by kobiecie stała się krzywda i chcąc nie chcąc wszyscy zostają wplątani w ciąg wydarzeń, który będzie przesądzać o losach świata. Podczas ucieczki dokonują przerażającego odkrycia - z nieba zniknęły dwa gwiazdozbiory, jeden to Królowa Ciemności, bogini zła, drugi - Wojownik, który z nią zawsze walczy. A zatem skoro gwiazdozbiory znikły, to znaczy, że bogowie przybyli do świata śmiertelników, a skoro tak, to z Królową Ciemności przybyły też jej zastępy - SMOKI, dum dum dum duuuuuuuum. A jak wiadomo smoki to ZUOOOOOO w czystej postaci...

Rewelacja i pomimo, że znam już prawie na pamięć, wiem co się stanie, to i tak zawsze płaczę w niektórych momentach. I później ludzie się na mnie dziwnie patrzą.

To akurat okładka trzeciego tomu trylogii, na drugim tomie byłby zbyt duży spojler, a pierwszy w tym momencie mam rozpożyczony ;)

3 komentarze:

  1. Aha,to trza podtrzymać pare lat,by przeczytać..... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, można trzymać całe mnóstwo a i tak jak nie lubisz takich książek to i tak nie przeczytasz...

    OdpowiedzUsuń