środa, 10 sierpnia 2016

Pewnych rzeczy nie da się zaplanować...
W poprzednim tygodniu mieliśmy się spotkać we czwórkę w Warszawie - Thalia, Pedro, Wiesia no i ja. We czwórkę? Ktoś mógłby powiedzieć: "Mmmm, double date" i jako że jestem bardzo kulturalny to przez grzeczność nie zaprzeczę ;) Niestety, nic z tego nie wyszło, a tu już opłacony pokój na godzinę, o masz babo krowi placek... Pedro i Thalia nie przyjechali w ogóle do Warszawy, ale wiem, że było to niezależne od nich, chociaż pierwsza myśl była taka, że brzydzą się spędzić ze mną godzinę w zamknięciu. Albo z Wiesią. No dobra, słowo się rzekło, napisałem, że jestem kulturalny, to niech będzie, że brzydzą się mnie (chociaż swoje i tak pomyślałem). Wiesia natomiast... Po eskapadach krakowskich tak zabalowała, że dopiero po kilku dniach wróciła do stolicy, po czym też się okazało, że jednak nie bawiła się w podejrzanych spelunach, tylko też wynikły jej różne niefajne sytuacje i wcale nie chodziło o szukanie tabletki "na potem" ani "na przedtem". Ogólnie mówiąc wszyscy mieli ciężko, trudne sprawy i problemy różnorakie i okazało się, że tylko ja jestem płytki i sam stwarzam sobie problemy, bo jedyne czym się martwiłem to to, że zepsuł mi się telewizor. I to przed samymi igrzyskami. No co za... Podobno zepsuła się matryca czy cuś tam, bo przez pół ekranu był wyblaknięty pasek i jak oglądałem finałowe odcinki Masterszafy australijskiej, co to najlepsza masterszafa na świecie, to nie widziałem dokładnie co robią do jedzenia i nie mogłem być przez to głodny tak jak zwykle. A poza tym odpadła Emelia, a przeszła Laura, grrr. I oczy mnie bolały z tego wszystkiego i koniec końców przyjechał serwis i mi naprawili, jufs, chociaż nie obyło się bez stresu, bo dopiero dzień wcześniej polezłem podbić kartę gwarancyjną (a ile musiałem się naszukać paragonu, jizzzzzz). Kolejne nieplanowane rzeczy... 
Zastanawiałem się czy nie odwołać spotkania z Helą, no bo wiadomo, feralny tydzień, ale co tam. Umówiliśmy się na śniadanie (tylko śniadanie, a nie kolację i śniadanie) na mieście w RadioTaxi Cafe (albo jakoś tak). Już tam kiedyś byliśmy, więc wiedziałem co i jak i stwierdziłem, że przyjdę z innej strony. I gdy tak szedłem, paczam, a tu koreańska restauracja - Arirang. O matko, trzeba tam pójść (może bez Heli). Swego czasu namiętnie oglądałem ArirangTV i była to najlepsza anglojęzyczna telewizja koreańska (ach, wspomnień czar) a już Nonstop 3 to najlepsiejszy serial w ogóle i pewnie mam gdzieś jeszcze ponagrywane odcinki na kasetach videło, co to pewnie się nie da obejrzeć. Ale to było śmieszne, buahahahaha, a potem okazało się że Jeong Da-bin popełniła samobójstwo i to było smutne. Bo popełniła na żywca, a poza tym wtedy w Korei przelała się jakaś taka czarna fala, w ciągu roku, cztery czy pięć aktorek popełniło samobójstwa. Całe szczęście, że Kim Jung-hwa nie, bo ona była najsexy ;) Ale to taka mała dygresja na boczku...
Hela zjawiła się punktualnie. O, to było miłe zaskoczenie, bo ostatnimi czasy zawsze musiałem na nią czekać (co by nie mówić, nikt w tym względzie nie przebije Wiesi). Pierwsze wrażenie - wow, ale szczupło wygląda. To ona już urodziła? Nic nie słyszałem. Ale patrzyłem na Helę na wprost, a poza tym jestem ślepy. I nagle Hela stanęła bokiem. MATKO!!!! W ostatniej chwili powstrzymałem się i nie wrzasnąłem z przerażenia (chociaż cały czas się stresowałem, że zaraz urodzi). Z profilu wyglądała jakby szedł brzuch, potem długo długo nic (czyli dalej brzuch) i nagle, o, Hela. Skery bananas. Wleźliśmy do kafejko-posiadówo-śniadaniówo-restauracji i znaleźliśmy miejsce do siedzenia. Zonk, Hela się nie mieści. Kolejny zonk - ja też. Dżyzas, ale że byliśmy głodni, to zostaliśmy. Wesoło było, bo Hela zawsze ma milion różnych historyjek do opowiadania, a że ja wolę słuchać niż mówić (w tym czasie mogłem żreć ile wlezie) to jest to idealny układ. Muszę jednak przyznać, że nie przyłożyła się odpowiednio i wcale nie zebrała wielu pikantnych plot o naszych znajomych, no ale też nie miałem wiele do powiedzenia, więc jej daruję tym razem. Lepiej niech się bardziej postara na przyszłość, heh... No więc tak sobie siedzieliśmy, jedliśmy, kelner przyniósł nam herbatę i sok pomarańczowy i wodę i jajca smażone nawet, a po resztę to już sami musieliśmy chodzić (bo to można było żreć co się chce ile się chce i ile wlezie a cena je taka sama zawsze) i było ciężko nam się wytoczyć, ale jakoś dawaliśmy radę. No więc siedzimy sobie, ja elegancko się posilam (nie to że na chama, więcej zeżreć i więcej) a Hela opowiadała mi historię jaka jej się przytrafiła ostatnio. Otóż spotkała się ze znajomymi przy grillu i nieopatrznie jadła kiełbachę i warzywa grillowe i pewnie zepsute ostrygi na dokładkę, bo jak wróciła do domu to nie czuła się najlepiej. I jak było do przewidzenia po oślizgłych ostrygach - pół nocy gadała z wielkim uchem, jak to teraz podobno mówią młodzi ludzie, a co znaczy że barf szedł za barfem. I kiełbacha jej wlezła do nosa, ohyda. I drugie pół nocy próbowała ją wypchnąć i wysmarkać, wydmuchać, wyharkać, Hesus, a ja akurat jadłem wędlinę i mnie zemdliło. Fuj. I jak w końcu jej się udało, to poszła obudzić Edka (co jako mąż i nie-mąż jest sprawcą wielu ciąż) i mu pokazała ten kawałek kiełbachy i podobno zohydziło go to niemiłosiernie. Nic dziwnego, mnie też. Przestałem być głodny. A jakby ktoś się zastanawiał, to Hela mieszka z Edkiem, dlatego go obudziła, a nie że szła przez pół miasta. 
Było miło i przyjemnie, pośmialiśmy się i nawet widziałem jak coś się jej w brzuchu ruszało. Zupełnie jak w Obcym. Ciarki mnie przeszły jak to sobie przypomnę. Scena jak z horroru i nic dziwnego, że się stresowałem, że nagle pęknie. Ale udało mi się przeżyć, a Hela wróciła se samochodem do domu. Samochodem? W takim stanie? I jeszcze mówiła, że mnie podwiezie. Hell no!!!
Minusem knajpy była zdecydowanie cena (na jedną osobę by uszło, ale teraz JA płaciłem) i brak celebrytów (nikogo znanego, jak tu żyć?) a i brak miejsca i przestrzeni, albo to tylko my byliśmy szerocy. Jedzenie spox madżongnez i obsługa też miła, nie patrzyli na Helę z dezaprobatą, chociaż pewnie też się bali, że zacznie rodzić i jak tylko wyszliśmy to odetchnęli pewnie z ulgą. 
Tak było tydzień temu, zobaczymy co ten nowy przyniesie, pewnie nic.

Hola, hola, najświeższy news, Hela dzisiaj pękła i wylezło z niej dziecko (ufs, czyli jednak nie Obcy, ani tasiemiec gigant). Jak sobie pomyślę, jak było niebezpiecznie, jeju rety... Zdrówka dla wszystkich i tylko mam nadzieję, że trochę brzucha jej zostanie, żebym nie tylko ja był szeroki. No chyba, że w końcu urodzę słonia...

1 komentarz:

  1. Przewrotne animozje.....;)talia może być szczupła albo gruba jak balia!!!!! ;B
    Uśmiałam się, rzecz jasna, Hela to prze-agentka ;PPPPP

    OdpowiedzUsuń