wtorek, 15 listopada 2016

Śniadłodajka

Kolejne spotkanie z Helą, kolejna knajpa zaliczona...

No wiem, miałem się już z Helą nie spotykać, bo schudła okropelnie po ciąży i znowu jest szczupła jak sylfida, a ja... hmm, może ktoś jest w ciąży to będę się solidaryzować. Jednym słowem, ciągle jestem gruby, ale co się dziwić jak zima lezie i trzeba gromadzić zapasy tłuszczu. No i miałem się z nią spotkać dopiero jak zrzucę ze 30 kilo (albo przynajmniej dwa, tak na zachętę), ale że jej urodziny zbliżają się wielkimi krokami, no to niech ma. Będzie to taki prezent ode mnie. Może i jest chuda, ale za to jest stara (pamparampampam jestem najmłodszy, najsłodszy, pamparampampam), chociaż muszę przyznać, że jak na swoje lata, trzyma się wyjątkowo dobrze.

Jestem wspaniały, bo zamiast umówić się gdzieś w centrum miasta, zgodziłem się podjechać prawie pod sam jej dom, co zajęło mi milion godzin, a przecie czekała mnie jeszcze droga powrotna. Pół dnia w plecy, ale jak już wspomniałem jestem wspaniały, niech więc będzie. Wylazłem z pracy i akurat podjechał mi tramwaj, łoł, wsiadłem, nawet nie było wielkiego tłoku toteż se siadłem. Przejechałem pół Warszawy Nad, potem do metra, ziuuuuu, przesiadka w drugą nitkę metra i... zastopowało mnie. Bosz, skąd tyle ludzi się naplęgło. Metro zapchane na full, dwa składy musiałem przepuścić, bo nie dało się wejść i tylko rozplaszczone twarze, ręce i pośladki na szybach. Myślałem już, że będę musiał wyleźć na powierzchnię, ale znalazłem dziurę w kolejnym pociągu metrowym i tam wlazłem, znaczy wcisłem się na chama. Ruszyliśmy, jedziemy Warszawą Pod, a tu nagle telefon mi dzwoni. Myślę sobie - Hela. Nie odbiorę, bo nie mam jak, a tu dzwoni i dzwoni i musiałem w końcu wykonać dziwny układ akrobatyczny, żeby sięgnąć do kieszeni, mojej oczywiście i wyjąć komórkę. Patrzę - Hela. Wiedziałem, ale że nie miałem jak rozmawiać, kolejnymi wężowymi ruchami udało mi się w końcu dykretnie odrzucić połączenie. Dyskretnie dla Heli, bo cały wagon patrzył na mnie, jakbym dostał konwulsji. Jakoś przetrwałem. Dojechałem na tak zwane Pola Mokotowskie, wylezłem z wagonu, odetchnąłem powietrzem i szybkim krokiem wylezłem na powierzchnię. Zadzwoniłem w międzyczasie do Heli, że już jadę i że właśnie wylezłem z metra i że stoję obok różowego budynku i nie wiem gdzie iść. Hihi, Hela też nie wiedziała gdzie jestem. Matko. Całe szczęście, że miałem na sobie nowe okulary (które już nie są takie nowe, ale ostatnimi czasy tylko w nich łażę i teoretycznie lepiej widzę, ale nie wiem czy oczy mi się znowu do nich nie przyzwyczajają, ot taka mała dygresja na słoninie) i zobaczyłem szyny tramwajowe, a więc tam jeżdżą tramwaje. Wsiadłem, powiedziałem Heli, że wsiadłem, Hela na to, że już wychodzi, to żebym czekał na nią na trzecim kolejnym przystanku. Przyjechałem, Heli nie ma. Nie chciało mi się czekać (bo dziwne ludzie były na przystanku), więc poszedłem w stronę chawiry Heli. Nagle paczam, a tu jakaś dziewoja biegnie z rozpostartymi rękami. Paczam dalej, a to Hela, więc nagle też rozpostarłem ramiona i omal nie wyrżnąłem jakiejś baby ręką w twarz, która chyba szła za mną. Jak gupia nie umie zachować mojej przestrzeni osobistej, to tak ma. Baba se poszła, Hela przyszła (tym razem bez różowych buciszczów) i na wstępie oznajmiła mi, że ma przesłanie dla mnie od swojej mamuny, która nagrała dla mnie filmik z pozdrowieniami. Oooo, jak miło, zawsze lubiłem Heli mamunę, nawet wtedy, kiedy omal mnie nie zabiła rzucając we mnie kijami raz po raz i kiedy to musiałem chować się za Helę, żeby jakoś przetrwać, a trzeba zaznaczyć, że to było w czasach, gdy byłem cienki i z łatwością mogłem się schować nawet za tak chudymi osobami jak Hele. I mimo, że omal nie zginąłem, to nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby przynieść węża w ramach zemsty. Jak wiadomo, wszyscy boją się węży, które zjadają ludzi żywcem i nie tylko. 

Poszliśmy do knajpy, gdzie Hela była ostatnio z jakąś swoją znajomą, a która wygląda niczego sobie, bo Hela pokazała mi jej zdjęcie w kostiumie kąpielowym. Mmm. Kostium z dziurami po bokach, ale uprzedzę trochę fakty, nie, nie wyglądała jak lafirynda, tylko sexy rexy. Ale zboczyłem trochę. No więc poleźliśmy do knajpy, gdzie przez cały dzień dają tylko same śniadania. Re-we-la-cjoza. Idealna miejscówka dla mnie, można przyleźć wieczorem przed pracą, po całym dniu snu i zjeść śniadanie. Dlatego też nazwali się "Śniadłodajka" czy jakoś tak. Pieczywo mniamuśnie miętkie, śniadanie lekkie a treściwe, spokojnie, cicho i tylko znanych ludzi brak no ale nie można mieć wszystkiego. Trochę się krępowałem, bo jak tylko wleźliśmy do środka, różnica temperatur zrobiła swoje i zaczął mi lecieć katar i musiałem się wysmarkać na Heli oczach. Całe szczęście, że to był zwykły katar, a nie takie zielone fuj fuj. Zamówiliśmy dwa zestawy śniadaniowe i zanim nam przynieśli, dowiedziałem się że, zaraz, co ja się dowiedziałem, nie pamiętam. O upadła Madonno z wielkim cycem van Klompa. Ale skolioza. Pamiętam, że buzia Heli się nie zamykała, ale co mówiła, hmmm. A no tak, że jeden Nieużytek złamał nogę (uuu, ciarki mnie przeszły) a insza jakaś baba je w ciąży i urodzi bliźniaki (uuuu, jeszcze większe ciarki) i że ostatnio zgubiła klucze do domu (Hela, nie insza baba od bliźniaków, która ma już i tak dwa dziecka wcześniejsze co mają 9 i 7 lat chyba - ło, coraz więcej szczegółów wraca) jak wyjechała z rodziną do rodziny takiej innej co ja nie znam i jak wróciła, to nie mogli się dostać do domu, a Edka w tym czasie nie było, bo szlaja się nie wiadomo gdzie po całym świecie i to pewnie po klubach go-go, bo Hela wcześniej poszła piszczeć jak się chłopy na scenie rozbierały. Ale się dobrali... No więc Edek baluje, Hela z resztą rodziny stoi pod drzwiami, Maleństwo Pola drze się wniebogłosy bo pewnie głodne, a tu cycki biegają tu i tam szukając kluczy zamiast karmić. Rozgardiasz pełną gębą, ale jak to mówią, że chudzi mają szczęście - przylezł ochroniarz i mówi, że jak szukają kluczy, to jakiś chłop znalazł i tera czeka na nagrodę w swoim domu. Nie było wyjścia, Hela polezła po klucze do obcego chłopa. Uła. Właściwie to nawet dobrze, że Edka nie było. I dobrze, że będą tam jeszcze tylko miesiąc mieszkać, bo zmieniają mieszkanie na 3 razy większe, jako że Maleństwo Pola potrzebuje odpowiedniego metrażu. Ale żeby tak od razu 174 metry kwadratowe? I dodatkowy taras, chyba pod lądowisko helikoptera. Fajowo. Cały grudzień będą się przenosić. Ciekawe czy daleko? A i jeszcze opowiadała o tym, jak dostała ostatnio karabin maszynowy i chodzi na spotkania ludzi nawiedzonych, gdzie stoją w kółku i musztrują się. To chyba jakiś rodzaj tej obrony terytorialnej. I nawet przywiozła sobie ostatnio palto z soboli od swojej babci (te sobole to chyba z molami), żeby nikt jej nie rozpoznał jak wylezie na ulicę z karabinem. A jeszcze jutro ze szmachtami idzie, żeby czyścić i polerować broń. Ojenaś.

Miło się siedziało, ludzie przychodzili, odchodzili (nie że umierali przy stolikach, tylko wychodzili z lokalu), a my jedliśmy sobie spokojnie gdy nagle JEBUDUB. Poderwało nas na krzesłach, dobrze, że wtedy nie piłem herbaty, bo wszystko wyplułbym na Helę. Okazało się, że jakiś chłop rzucił blaszaną tacą o podłogę, pewnie go dziewczyna rzuciła, bo nie chciał z nią wyjechać do Wielkiej Brytani, gdzie wszyscy jej znajomi tam już siedzą i sobie chwalą. I się zestresował. A przez niego my!! Ludzie to mają tupet. Minęło trochę czasu, zeżarliśmy wszystko, podeszła do nas baba i się pyta czy zabrać talerze, a my że no tak, więc wzięła i sruuuu, zrzuciła sztućce na podłogę akurat jak za mną szła. Bosz, prawie na serce umarłem, ale ogólnie to było bardzo przyjemnie i w rankingu knajpianym, chyba Śniadłodajka wysunęła się na prowadzenie pomimo braku celebrytów. Do końca nie mogę ocenić, bo nie polezłem do klopa, co jest zastanawiające jak na mnie. Hela za to poszła, ale szybko wróciła, bo powiedziała, że jak zapukała do drzwi, to jakiś chłop jej powiedział, że ciśnie kloca i trochę to potrwa. Ale słownictwo, zupełnie bez kultury. I dopiero jak wyszliśmy to sobie pomyślałem, że to wersja Heli, chłop mógł powiedzieć, że zajmnięte i tyle. Hmmm, zastanawiające...

Słońce świeciło (a w nocy był superksiężyc) jak wyleźliśmy, więc przeszliśmy spokojnym krokiem ze dwa kilometry do stacji metra i tam się pożegnaliśmy. Hela poszła se kupić bilet na tramwaj (ciekawe czy jeszcze umie jeździć komunikacją miejską) a ja w tym czasie polezłem na pociąg bo słychać już było jak jedzie. Teraz to już na pewno się więcej nie spotkamy. To takie smutne, ale co poradzić na to, że nie chce mi się ćwiczyć i ciągle jestem głodny i już teraz z Helą wyglądaliśmy jak Flip i Flap. Przejechałem metrem już bez tłoku, potem kolejką podmiejską do mojej dzielnicy, a potem już tylko autobus i spaaaaaaać. Ło, znowu jestem głodny...


Jedzonko, przed i po, jak widać ja jak zwykle zeżarłem wszystko, a pasztet był z żurawiną, a Hela to miała jakieś pasty czy cuś

Tu trochę nieświeży ja zjadam oliwkę co myslałem, że to winogrono

1 komentarz:

  1. Ojcu,jakiś Ty chudy na tym zdjęciu, co piszesz dyrdymały, zes spasiony

    OdpowiedzUsuń