czwartek, 8 września 2016

Dzisiaj był pogrzeb mojej Babci.

Niespodziewanie to wszystko się potoczyło. W sobotę moja siostra wujeczna (nie wiem czy tak to się nazywa, ot po prostu kuzynka) będzie miała ślub kościelny (ślub cywilny już miała parę lat temu) połączony z chrzcinami dziecka. A więc za dwa dni, a dzisiaj w tym samym kościele był pogrzeb naszej Babci. Do kompletu tylko brakuje, żeby kolejna wnuczka (siostra tej od ślubu), która jest w zaawansowanej ciąży, zaczęła rodzić, najlepiej jutro, bo jutro dzień przerwy...

Właściwie to nic nie zapowiadało, że cokolwiek się stanie. Fakt, że Babcia miała już swoje lata, ale cały czas była "na chodzie". Wczoraj się wykąpała rano, bo chciała się udać do kościoła i jak już wychodziła z łazienki, to powiedziała do Wujka, żeby Ją łapał, bo się przewróci. I straciła przytomność i przestała oddychać. Zadzwonili po karetkę i zanim przyjechała, to Babcia zaczęła oddychać i jeszcze lekarzom mówiła, że Ją boli. Wszystko Ją boli. W karetce znowu straciła przytomność i już nie odzyskała jej do końca. Udar. Zmarła po trzech godzinach w szpitalu, na spokojnie, tak jak zawsze chciała, tak jak sobie wymodliła - szybko, żeby nie cierpieć za bardzo i żeby nie leżeć nie wiadomo ile. Po prostu zasnęła...

Szczęście w tym wszystkim, o ile w tym wypadku można mówić o szczęściu, to że byłem na miejscu, u Rodziców. Dzisiaj jeszcze przyjechała Brytni z Lublina, Łonda niestety nie miała jak przybyć z Anglii. Będzie za tydzień. Ja jutro do niej lecę i się zastanawiałem, czy może odwołać wszystko, cały ten wyjazd, ale Maluska powiedziała, że nie ma sensu, jest już po pogrzebie, a tak pomodlimy się w Rzymie za Babcię. I tak jak z Fatimy przywieźliśmy Babci figurkę Pani Bozi, rok temu z Lourdes wodę święconą i różaniec, tak w tym roku z Rzymu też mieliśmy Jej coś przywieźć. Niestety...

Dzisiaj w kościele dobitnie z Brytni uzmysłowiliśmy sobie, że skończył się pewien etap, gdzie najszczęśliwsze lata dzieciństwa spędzaliśmy u Dziadków. My we dwoje byliśmy bardziej związani z Rodzicami Mamy i tu się czuliśmy najlepiej (dostałem imię po Dziadku Mamy), Łonda za to bardziej była przywiązana do Rodziców Taty. Co nie ma żadnego znaczenia, bo już tylko ta jedna Babcia nam została. Do wczoraj. I tak jak do tej pory cały czas był wentyl bezpieczeństwa, że przecież jest jeszcze Babcia, tak teraz kolejka się przesunęła i na początku są Rodzice. Przerażające. Wolę nawet nie myśleć o tym...

Starałem się dzisiaj nie patrzeć po ludziach, bo wystarczyło czyjeś spojrzenie i już się zaczynałem rozklejać. Dodatkowo w kościele zaraz za trumną siedziały Mama z Ciocią, za nimi Wujek z żoną (czyli cała trójka dzieci), a następnie ja, Brytni i Tatul i cały czas miałem ich przed sobą jak siąpią i oczy mi się pociły bez ustanku i tylko patrzyłem na ołtarz, żeby nie widzieć... Wiem, że nie powinienem się smucić, nikt z nas nie powinien, bo Babcia jest szczęśliwa, spotkała się z Dziadkiem, który czekał 18 lat. I tak jak Dziadek miał pogrzeb w święto Wszystkich Świętych, tak Babcia w Narodzenie Najświętszej Maryi Panny. Wymodliła to sobie. Całe życie się modliła za nas wszystkich, ostatnie lata mówiła, że my już damy sobie radę, że teraz się będzie modlić o Siebie i że jest gotowa w każdej chwili iść na tę drugą stronę. I była gotowa...

Piękne było kazanie, mocno osobiste, ale tak to już jest na wieskach, że wszyscy wszystkich znają, a że Babcia codziennie była w kościele... Kościół zresztą niewielki (kiedyś wydawał mi się większy, ale jako dziecko inaczej to postrzegałem... i zda się jakbym tam spędził pół życia, moja ławka gdzie siadałem w każdą niedzielę, oczywiście po "chłopskiej stronie" czy jak z Babcią przychodziliśmy sprzątać, bo akurat wypadała Jej kolej...) ale i też wszystko kameralnie było odbierane. Ludzi tłum. I myślę, że Babci też by się podobało. Mama z Ciocią stwierdziły, że gdyby Babcia tu była, to powiedziałaby, że taki pogrzeb by właśnie chciała. A jeszcze święto, to już całkiem byłaby zadowolona.

Pogoda była cudowna, i wierzę, że to Pani Bozia tak zrobiła dla Babci i wyszła Jej na spotkanie. Wierzę, że jest już tam, w tym drugim lepszym świecie, gdzie czekał właśnie Dziadek, gdzie całe Jej Rodzeństwo (odeszła jako ostatnia z ósemki) i Rodzina powitali Ją z otwartymi rękami. Wiem, że jest już szczęśliwa i nie powinienem się smucić tylko cieszyć Jej spokojem i "powrotem do domu", ale...


1 komentarz: